Gdy jest już ciemno, a na dworze mróz, śnieg i zima stulecia już druga w tym stuleciu, zbiera się człowiekowi na pisanie.
Akurat sporo mam tego. Jako odstresowanie, walnę sobie tekścik tutaj, a co. Czuję się bardzo dobrze, więc właściwym zabiegiem będzie podzielenie się tym z wami, nie? Bo jeszcze rok temu, jakby ktoś mi powiedział, że będę miał w grudniu do napisania i /lub wygłoszenia sześć tekstów, w tym jeden na konferencję, dwa na poprowadzenie zajęć, kolejne dwa to artykuły mniej lub bardziej naukowe i 1/4 pracy licencjackiej, to... uśmiechnąłbym się i zapytał co sądzi o tym różowym słoniu na suficie - istniałaby spora szansa, że go zobaczy. Albo stwierdzi, że to nie różowy słoń, ale duch Mickiewicza na różowym słoniu. Indyjskim czy innym.
A dzisiaj to moja rzeczywistość. Te teksty, nie słonie. Zwyczajnie. Norma. I podoba mi się to.
Cennne żydowskie prawidło mówi: jeżeli jedna osoba proponuje ci, żebyś coś robił, uśmiechnij się. Jeżeli mówią to dwie osoby, potraktuj to jak komplement. Jeżeli zaś mówią to trzy osoby z rzędu, zrób to, bo coś jest na rzeczy. Robię więc. I wracam. Tworzyć, stwarzać i wytwarzać. Warto posłuchać oczekiwań ludzi, bo przynajmniej masz trochę większą nadzieję, że jest jakiś cel tego działania.
Zrobię co w mojej mocy, aby jednak coś fajnego wrzucić w najbliższym czasie. Macie może propozycje, co i o czym?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz