piątek, 30 kwietnia 2010

XVI Dni Radomska

Ke?

No to wiadomo już, kto będzie koncertował. I ja się pytam - gdzie Kate Ryan? Dżem? OSTR? Doda? Kukiz? Indios Bravos? Hej? Delfin? Jackson?
Szwed, Angole i Masajowie. Bardzo zglobalizowane towarzystwo w tym roku. No i Krawczyk. Poza Krawczykiem nie znam nikogo.

Zobaczymy jeszcze, jak to wszystko wyjdzie. Na rozgrzewkę, Urząd Miasta Radomska dostaje ode mnie 2/10 (1 za zorganizowanie w ogóle, 1 za jedną znaną mi gwiazdę estrady).

czwartek, 29 kwietnia 2010

Fabryczny?

Dworzec Łódź Fabryczna zniknie z powierzchni ziemi.

Wczoraj sobie spaceruję z Luizą, cały rozanielony i w ogóle. Po Helenowie łaziliśmy. Nawet nad stawem dało się chwilkę posiedzieć. Już nie pamiętam, przy okazji czego zeszło na ten temat.
- To żeby cię pocieszyć, to ci powiem, że mają fabryczny zamknąć.
- Chyba nie dosłyszałem... Co?!
- No mają fabryczny zamknąć. I wyburzyć. I wszystko ma na Widzew jeździć, hehe [cfaniara mieszka o rzut młotem olimpijskim od dworca na Widzewie - przyp. krogulczas.]
- Ale jak to, gdzie, jak i dlaczego ze mną tego nie skonsultowano?
- Jeżeli to cię pocieszy, to ci powiem, że remont ma trwać do 2014.
- Fantakruwastycznie...

I co? I prawda to. Konkretnych dat nie ma, ale z tego co mi Luiza przekazała, to się zacznie jeszcze w tym roku. I to niedługo. Argh.

Eh. Więc albo zaprzyjaźnię się z Kaliską, albo będę drałował na Widzew. Bądźmy dobrej myśli - nie ma w sumie tego złego jednakowoż, bo będę wysiadał z pociągu o ten wspomniany rzut młotem olimpijskim od Luizy :).

wtorek, 27 kwietnia 2010

Gotując się

Chwile w moim życiu jako moim, w którym nie ma innych ludzi, dzielą następująco: 1. są chwile, gdy muszę coś napisać, 2. są chwile gdy, muszę isć spać i 3. są chwile, gdy muszę coś ugotować

Zacząłem pięknym śniadankiem. Stworzyłem i od razu przetestowałem mój nowy przepis na sadzone jaja Gargamela a'la krogulczas.



Wyszły trochę lepiej niż nieźle.

Wcześniej jednak zesmażyłem kurczaka po starokorgulaczsowemu. Tylko tak wstępnie go podsmażyłem, ot, coby się mięso nie psuło po 14 godzinach marynowania w m.in. majeranku, lubczyku, czarnuszce, pieprzu tureckim, tymianku, bazylii i oregano. Mięsiwka niewiele, bo ledwie dwie piersi z kurczaka, ale wyszły bosko. Tylko je dopiec i zjeść z krogulczasowymi ziemniaczkami koperkowymi. Jak je zrobić, pytacie?
Nic prostszego: gotujesz ziemniaki, a potem ubijasz je ze sporą dawką masła i dwoma kostkami koperku od Knorra. Ew. wariant krogulczasowych ziemniaczków prowansalskich zakłada użycie ziół prowansalskich w miejsce koperku.
Do smaczku można dorzucić jeszcze tylko jedno: sosa krogulczasa. Brzmi może i zniechęcająco ;)... ale tak dobrego sosu czosnkowego to jeszcze w życiu nie doświadczyliście. Zalewacie wrzątkiem po dwie łyżeczki oregano i bazylii w osobnych naczynkach. Odcedzacie i bierzecie jedynie same zaparzone ziółka. Dorzucacie to do większego naczynka, w którym są już dwie łyżki śmietany i dwie jogurtu. Jak chcecie gęstszy, dodajcie śmietany i odsączcie bardziej ziółka, a jak rzadszy - po prostu nie odcedzajcie ziół. Do tego czosnek albo miażdżony albo granulowany tyle, ile kto chce, sól i pieprz dla smaku...

Ale się rozpisałem. Smacznego :).

sobota, 17 kwietnia 2010

Whatever works

Woody Allen popełnił kolejny świetny film. Whatever works (polski tytuł Co nas kręci, co nas podnieca). Byłem, widziałem, wyśmiałem się za wszystkie czasy, fantastycznie spędziłem czas. Dzisiaj dowiedziałem się jednak ciekawej rzeczy.

Oto polski plakat:


A to oryginalny:

No nie tak do końca.

I ja się pytam: czy w Polsce sprzedają się tylko romasidłowe komedyjki, gdzie para bohaterów musi być młoda? Bo do takiej rangi tenże film został plakatem takowym zredukowany. Co jest złego w głównej postaci, że jest dziadkiem, którego nie gra Holoubek, Pieczka albo Gajos? Przyjemna i genialna historia dziadka, którego motto życiowe jest proste równie, jak sam plakat: cokolwiek cię kręci, cokolwiek uznasz za słuszne, cokolwiek lubisz, cokolwiek działa. Komu ten dziadek żółć zburzył?
Spłycanie rzeczy prostych jest absolutną głupotą. Doceńmy je takimi, jakimi są, bo już i tak zredukowano je do minimum kulturowego. Szanujmy tę subtelną i cieniutką granicę pomiędzy trafnością a kiczem.
I w związku z tym inny personalny favorite w wykonaniu Bad Religion - Epiphany. Nie bez powodu tutaj umieszczę ten utwór, bo on również (podobna jak cała płyta Process of belief) prawdy o prawdzie mówi.

piątek, 16 kwietnia 2010

Cementowy beton

Są takie słowa, które musiały paść, chociaż nie powinny. Niekoniecznie w tej kolejności.

Dzisiaj. Rozmowa. Olga opowiada o facecie.
ONA: On się zawsze do mnie uśmiecha i wszystko. Ale kiedyś jak zaczęliśmy rozmawiać...
JA: Co? Cement?
ONA: No. Hej, chyba...
JA: W sensie beton.

I jakoś tak na ziemi ze śmiechu się położyłem :).

czwartek, 15 kwietnia 2010

Kobieta vs Kobieta

Przychodzą takie dni, że człowiek dochodzi do ciekawych przemyśleń natur wszelakich z dziedzin różnorakich.

Niech będzie więc o kobietach. Jak definiują one relacje pomiędzy sobą? Można wyróżnić cztery rodzaje tychże interpersonalnych związków pomiędzy dwoma homo sapiens feminus.

1. Koleżanki. "Fajne buty. Kupmy sobie takie".
2. Przyjaciółki. "To już ostatnia para... weź ją sobie. Ja ich nie potrzebuję".
3. Rywalki. To wtedy, kiedy jedna zwija drugiej ostatnią parę sprzed nosa.
4. Nemesis. Wygląda w nich lepiej. Szmata.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Lotto że hoho

Ale się ucieszyłem, że wygrałem los na loterii.

W środę kupiłem los na czwartkowe losowanie. I dzięki temu jestem o całe 11 PLN do przodu (odejmując koszty samego losu). Trójka. Moja pierwsza w życiu trójka!
Dosyć jednak tego dobrego. Mam dzisiaj fazę na czytanie wszystkiego co wpadnie mi w ręce. Prawdopodobnie również czyjąś przyszłość jestem w stanie odczytać. Tak mi gwiazdy sprzyjają, o!
Tylko proszę o jedno - wszelcy napadający, rozbójcy, robinhudy, janosiki i rumcajsy są proszeni o ustawienie się w kolejkę. Najchętniej zostawiłbym je tylko sobie, no ale muszę go jakoś sprawiedliwie na wszystkich łamiących prawo rozdzielić. Ponieważ, jak wiadomo z Nieśmiertelnego "there can be only jeden" (w domyśle "los"), naprawdę chciałbym uniknąć komplikacji. Umówmy się po prostu na jakieś raty, panowie złodzieje. Piwo tu, drink tam, shotsik jeszcze gdzieś indziej.
Tymczasem już dosyć tego przerywnika. Tło prawne dyskusji nad reformą Unii Europejskiej jest doprawdy pasjonującą lekturą. Poważnie. Serio mówię. Bez kitu. Otwarcie...

sobota, 10 kwietnia 2010

Zmarli

Pospieszyłem się, umieszczając Jarosława Kaczyńskiego na pokładzie TU-154. Przepraszam za to. Z oficjalną listą osób, które znajdowały się na pokładzie, można zapoznać się m.in. na portalu nasze.miasto.pl.

Wojtek zadał mi dzisiaj pytanie: "Rusza cię to?"
Czołowi politycy, wybitni obywatele, kwiat Narodu. Mgła, cztery podejścia do lądowania, drzewo.
Ja, wychowany przez rodziców z ZHP i nauczycieli, sam dojrzewający w ZHP. Wierzę w Naród i Ojczyznę. Kocham Naród i Ojczyznę.
Odpowiedziałem: "To tragedia dla Narodu. Oczywiście, że mnie cholernie rusza."

Z Turcji otrzymałem dwa maile. Wyobrażacie sobie? Otrzymałem od moich tamtejszych wykładowców kondolencje, wyrazy współczucia oraz słowa wsparcia dla mnie, rodziny i wszystkich najbliższych. Zaprawdę, niejednym Turcy potrafią pozytywnie zaskoczyć.

Póki co nie będzie wiadomo, co było przyczyną katastrofy. Zajmijmy się sobą i własnymi życiami. Doskonale widać, że na los nie mamy żadnego wpływu. Cześć pamięci wszystkich ofiar.
Trzymajcie się wszyscy.

Nasza-klasa po swojemu o katastrofie



Primo: Logo. dostosowane do potrzeb.
Secundo: Konto oficjalne. Jak wyżej.
Tertio: Prezent, jaki otrzymało owo konto.

Po trzykroć żenada.
Logo otrzymuje ją w kategorii "Żenady komercyjnej". Nic dodać, nic ująć.
Konto oficjalnie w kategorii "Żenady informacyjnej". Od podawania linków to ja mam google.
Prezent otrzymuje ją w kategorii "Żenada debilizmu, ignoranctwa, żałości i ameby".

Good morning, Katyń

Wedle tego co podał Reuters, ok. godziny 10.00 czasu polskiego doszło do katastrofy lotniczej samolotu 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, na którego pokładzie znajdowali się wedle wstępnych ustaleń:
Lech Kańczyśki, Maria Kaczyńska, Jarosław Kaczyński, Ryszard Kaczorowski, Jerzy Szmajdziński, Władysław Stasiak, Aleksander Szczygło, Paweł Wypych, Mariusz Handzlik, Andrzej Kremer, szef sztabu generalnego WP gen. Franciszek Gągor, Andrzej Przewoźnik, Grzeogrz Dolniak, Przemysław Gosiewski, Zbigniew Wassermann, Janusz Kochanowski, Sławomir Skrzypek, Janusz Kurtyka, bp Tadeusz Płoski.

Dobrze funkcjonujące państwo może dalej sprawnie działać nawet bez głowy. Nawet bez tak wielu ważnych ministrów i polityków. Wierzę, że Polska poradzi sobie z tym kryzysem. Podobno nad moim rodzinnym Radomskiem, helikopotery nisko latają. Oby tylko nikomu nie zachciało się mniejszych bądź większych rozruchów tu i ówdzie...

Czekam na rozwój wypadków. Więc powiedzmy sobie szczerze. Niech ten Bóg ma nas wszystkich w opiece.

środa, 7 kwietnia 2010

Czy te oczy mogą kłamać?

Na pewno mogą zabijać.

Dlatego też tak szybko je ze mnie zabrała. Jestem przekonany, że nie zdzierżyłbym tego spojrzenia, jakim mnie wczoraj obdarowano w pociągu do Łodzi Fabrycznej. Chociaż gdybym nie chciał się przesiąść na miejsce naprzeciwko, do niczego by nie doszło.
Za moimi plecami nie pojawiłby się druh Filip, którego ledwo z twarzy kojarzę.
Za jego plecami nie wyrosłaby druhna Weronika, której również generalnie nie kojarzę.
I nie zrobiłaby w tył zwrot wielce oburzona.

Plan taktyczny (dla zilustrowania tejże kryzysowej sytuacji):
1. Zaraz po zwolnieniu się miejsca



2. Sekundy od zgrzytania zębów



Weronika oddala się na pozycje wyjściowe (vide: chuj wie gdzie).
Filip zostaje.
I mówi:
- Przesiądziesz się?
- Że słucham?
- No czy się przesiądziesz.
- =Też się cieszę, że cię widzę.
- Przesiądziesz się? Z Weroniką chcieliśmy usiąść.
- No macie dwa miejsca.
- Ale no tak no...
- Macie dwa miejsca, chłopcze...
- No ja wiem, ale Weronika...
- Poważnie?
- Przesiądziesz się czy nie?
- A co mnie tam
Przesiadam się. Filip idzie udobruchać pannę. Słyszę tylko dostojne, acz subtelnie skrzekliwo-piskliwe "Nie!", po trzykroć powtórzone. I ja już widzę, że ten chłopiec sobie niefajną dziewczynkę przygarnął na rozgrzewkę.
A może powinienem być trochę mniej ustępliwy wobec tej uroczej, raczkującej pary manipulanciątek?

piątek, 2 kwietnia 2010

5

Ani się człowiek nie obejrzy, a mu piątka na karku stuka.

To nie ten sam blog, jakim był kiedyś.

2005. Onegdaj był na blog.pl i doświadczał różnych moich pomysłów na fajne szablony. Z treści można było wnioskować, że jestem niestabilnym emocjonalnie emo-prekursorem Polski.
2006. Potem było takie niewiadomo co. Nadal szukało się tego czegoś dla siebie. Ale zapamiętać - jeżeli piszesz coś raz na dwa miesiące, to za wiele ciekawego nie wymyślisz.
2007. Blog przez pół roku nie działał. Drugą połowę poświęciłem pisano o i dla Magdy. Mile czyta się te antyczne wynurzenia moje. Najlepszy tekst? Chyba Szuflada różnorodności. Sentyment do tego tekstu po prostu mam.
2008. Najpłodniejszy liczbą wpisów. Parę opowiadań, szczególnie stary dobry Małż, do którego lubię sobie sam czasem wrócić. No i dużo było tam o Łodzi
2009. Tutaj? Zerowa aktywność. Upłynął głównie pod znakiem tureckim.
2010. Wreszcie. Dobrze mi się pisze tu i teraz, na bloggerze, pod tym adresem a nie innym. Znowuż inspirowany uczuciami. Po latach poszukiwań, mogę powiedzieć, że znalazłem swój styl. Eliminowałem powoli zbędne elementy jeden po drugim - moje emo-wynurzenia, rozterki familijne i szkolne, prawdy i mity o świecie; a wszystko to zamykane w coraz krótszej, konkretniejszej formie.

I jestem.

Ecce krogulczas.

PS Każdemu, kto miał cierpliwość mnie czytać, stawiam piwo jak tylko wpadnie po nie sobie do Łodzi :).

czwartek, 1 kwietnia 2010

Twarzowo mi

Dobrze mi się pisze krótkie notki. Takie na ok. 800-1000 znaków (poprzednia miała 752). I tak to będzie wyglądać.
Sporo sobie powyznaczałem zadań do zrealizowania. Najwazniejszym jest dla mnie pozbycie się drżenia lewego kącika ust. Od wczoraj mnie to irytuje. Tylko teraz pytanie...



Który mięsień, żeby nie drgał, mam podciąć? Mięsień okrężny ust wygląda obiecująco. Mięśnia śmiechowego pozbyć się nie mogę. Zawsze to jednak może być jarzmowy większy... No a gdyby drgał mi żwacz, to by mi się śmiesznie szczęka telepała na wietrze i bez wiatru z góry na dół. Co innego z obniżającym poziom ust - tego mi w życiu nie potrzeba...
Może domaga się bycia używanym? Jakby nie patrzeć, od dobrych paru tygodni, gdzie nie pójdę, tam szczerzę się jakbym właśnie dostał paszport Polsatu. A wiadomo, że narząd nieużywany - zanika. A może to po p prostu ostatnie podrygi nieszczęścia w mym życiu :)?