sobota, 22 stycznia 2011

Credo scientia

Przyszło mi dzisiaj zrozumieć, czemu Wikipedia mogłaby być postrzegana, jako swego rodzaju zagrożenie dla nauki. Otóż wiedza stworzyła struktury zbyt rozbudowane. Jest jej zbyt wiele. Jej do tego stopnia dużo, iż nikt nie jest już w stanie jej w całości przyswoić. Jest to fizycznie niemożliwe. Cały dorobek części ludzkiej kultury, jaką niewątpliwie nauka jest, wymknął się poza kontrolę i pojmowanie ludzkie.

Nie jest niemożliwym przyswojenia olbrzymiego odsetka tej wiedzy, wręcz przeciwnie. Mutacje genetyczne w rodzaju pamięci ejdetycznej czy synestezji są znakiem, że nasze ciała próbują znaleźć nowe sposoby postrzegania rzeczywistości. Oczywiście, żaden ze mnie ekspert. Nie wiem, czy synestezja jest powodowana inną sekwencją DNA odpowiedzialną za tworzenie się specyficznych połączeń nerwowych, ani też czy nie jest to przypadkiem – połączenia te mają pewną szansę na utworzenie się czystą siłą matematyki. Jakie geny są w takim razie obecnie odpowiedzialne za wytwarzanie tych konkretnych połączeń nerwowych*? My jednak nie o tym.

Ustaliliśmy już, że w dzisiejszych czasach wiedza, jaką wytworzyliśmy i zgromadziliśmy przerosła nasze zdolności przyswajania i poznania. Można powiedzieć, że budując wieżę Babel, nawet nie potrzebowaliśmy Boga, żeby sobie sami namieszać. I oto stoimy w obliczu niemożliwości ponownego zjednoczenia historycznego dorobku ludzkości w obrębie ani jednego umysłu, miasta, nawet państwa i kontynentu. Umysły nasze jednak nie uciekły jeszcze poza kolebkę swą, jaką jest Ziemia. Jeżeli jednak zaufać słowom Konstantyna Edwardowicza Ciołkowskiego, to długo tu pobyć nie pobędziemy**. I wtedy już trudniej będzie gromadzić wiedzę w jednym miejscu.

Póki jednak jesteśmy na planecie zwanej Ziemią, wykorzystajmy w pełni to, czym już dysponujemy. Gromadzenie wiedzy w formie zdigitalizowanej i udostępnianej za pośrednictwem internetu jest jedynym rozwiązaniem. I uwierzcie mi, w Google nie znają się na wyszukiwaniu. Wciąż opierają się na starym systemie, który można przyrównać do zakładki w książce – wiemy, czego szukać, jeżeli wcześniej mieliśmy z tym kontakt. To, do czego winniśmy dążyć w momencie, kiedy chcieliśmy powrócić do budowy naszej Wieży Babel, to stworzenie systemu, który nie wiedziałby, czego poszukuje. Na takiej zasadzie działa w tej chwili wcale nieźle opisany, lecz fatalnie poznany ludzki organ – mózg.

Zauważmy, że to, co postrzegamy i nazywamy jest wytworem jedynie systemu znaków, jakim jest każdy język tego świata, który został zaadaptowany do konkretnej kultury. Bodźce odbierane przez nasze zmysły są (poza moimi ulubionymi synestetykami) są zaprogramowane na bycie odbieranymi w konkretny sposób, analizowane i przetwarzane w konkretnym ośrodku i wywołujące konkretne skutki. Światło pobudza czopki i pręciki, potem dużo się dzieje w nerwach wzrokowych, w płacie potylicznym (i nie tylko), potem impulsy skaczą tu i tam i voila – mamy obraz. To czysta chemia i fizyka.

To, czego potrzeba nam w miejsce Google, to system w głównej mierze oparty na wyłączenie odbiorze, wyłącznie przetworzeniu i wyłącznie wywołaniu reakcji. Współcześnie, internetowi brakuje tego ostatniego – zdolności wywarcia natychmiastowej reakcji. Zatrzymaliśmy się w naszym rozwoju technicznym na gromadzeniu wiedzy, ale kompletnie leży metoda jej ponownego przyswojenia, zaadaptowania do potrzeb, a potem naturalnie oddanie do ponownej cyrkulacji, tak jak możemy świadomie wpływać na zasoby naszej pamięci długotrwałej poprzez (upraszczając!) pamięć krótkotrwałą.

Dużą szansę dlatego widzę w systemach, które rozwijają Japończycy. Jak chociażby ten:

http://gizmodo.pl/gadgets/13175/aplikacja_liczaca_kalorie_zmotywuje_lepiej_niz_ciasne_portki.html

Taka sama idea jest przedstawiona w dwunastym odcinku czwartego sezonu sitcomu „The Big Bang Theory”. Oraz w anime „Eden of the East”. O co chodzi? Wyobraźcie sobie, że macie aparat komórkowy, połączony z internetem oczywiście. Nakierowujcie aparat cyfrowy w tymże telefonie na obiekt waszego zainteresowania… i już po chwili na wyświetlaczu pojawiają wam się wszystkie informacje o nim dostępne. Albo wybrane. Dla zobrazowania, podam informacje, jakie przewijają się w podanych przeze mnie przykładach: pierwsze to kaloryczność potrawy (podawana na bazie koloru, gęstości, rozmiarów i innych zmiennych poddanych obliczeniom), w „The Big Bang Theory” próbują za to stworzyć dwie aplikacje do iPhone’a – jedna ma pomóc rozróżniać wzory matematyczne, z jakimi się spotykają, a druga wynajdować w sklepach buty, jakie ktoś nosi (tak, robiona przez kobietę ;-)). W „Eden of the East” z kolei system ten idzie najdalej – pozwala wyszukać ludzi. Chociaż z patrząc na to z innej strony, Facebookowi już niewiele do tego brakuje (chociażby przez usługę places). Doprowadzenie tego typu projektów do końca będzie rewolucją w wirtualnym świecie. Sądzę, że do 2015 roku tego rodzaju rozwiązania będą już gotowe do rozpowszechniania, w 2017 osiągną najlepsze wyniki, a potem zaczną stopniowo wychodzić poza siedliska ziemskich technokracji.

I tak oto zbliżamy się do konkluzji tych techno-wypocin. To, czego ludzkości brakuje, to sprawność w zarządzaniu swą wiedzą. Zatrzymaliśmy się na etapie zgromadzenia wiedzy. Jak jednak powie każdy dobrze zarabiający logistyk – magazynowanie generuje olbrzymie koszty, nieomalże największe. I są to koszty nie tylko stałe, ale i nieustannie rosnące – wiedzy wytwarzanej jest więcej niż tej zanikającej. Biblioteki, serwery, płyty CD i DVD, książki… wszystko to ma swą fizyczną formę, a więc zajmuje naprawdę pokaźną przestrzeń. Nie, nie wiem jaką, ale jak sobie pomyślę, że każde szanujące się państwo ma swoją bibliotekę narodową, uniwersytety, agencja rządowe i organizacje pozarządowe, korporacje, firmy, wreszcie zwykłych ludzi… ilość danych, jakie ludzie generują w każdej sekundzie, nadając im fizyczną formę i wysyłając dalej w świat jest tak niewyobrażalna i niepojmowalna, że aż przeraża.

Dlatego właśnie ufam Wikipedii. Może ona zrewolucjonizować naukę, pozbawiając ją możliwości gromadzenia wiedzy dla samej siebie. Będzie ona mogła być natychmiast zutylizowana, bez potrzeby rozważania, co jest prawdą, a co nie. To projekt, który jest pierwszą tego rodzaju próbą zgromadzenia całej wiedzy, dostępnej dla każdego. To tylko skromny przedsmak tego, co możemy osiągnąć i zaledwie skromny ułamek tego, czym będzie każdy z nas w przyszłości dysponować. Bo wszakże do tego zawsze dążyła nauka – do opisania i zrozumienia otaczającej nas rzeczywistości.

Prędzej czy później jej się to uda. Wierzę w naukę.

* Tak, jestem wielkim fanem inżynierii genetycznej i widzę w niej największy potencjał. Wydało się :-).

** „Sky is the limit”, powiecie? To już przecie od Sputnika nieaktualne… A skoro nieaktualne, to kwestią czasu jest, aż przyjdzie nowe, lepsze. Przyszłość jest w gwiazdach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz